Widziałam dziś na niebie dwa bociany. Może wiosna w końcu do nas zawita?
Choć z domu nie musze wychodzić, bo Ignac chory, to i tak mam już dość śniegu i pluchy, która jest na zewnątrz. Jeszcze tak wracając do zeszło tygodniowych świąt, to byli u nas goście i był też "zając" dla najmłodszych (starsi też dostali, ale nie hendmejdy):
Z ciuchcią musiałam się śpieszyć, bo Ignacy uczestniczył w procesie tworzenia i żyć nie dawał aż do skończenia. Dopiero jak zawisła na ścianie nad jego łóżkiem dał mi spokój. Szycie (czegokolwiek) w jego obecności jest katorgą.
A wczoraj uszyłam torebke
Pojedzie do Irlandii razem z Kariną.
Wczoraj też trafiłam przez przypadek na punk'owo-hardcore'owy koncert. Ale dziwnie. Pare lat już nie byłam na takiej imprezie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz